wtorek, 9 grudnia 2014

Rozdział 5.


ADRIANNA'S POV

Będziesz dzisiaj na imprezie?
xxx

Czytając piąty raz wiadomość od nieznajomej mi osoby, zastanawiałam się o co chodziło anonimowi. Przecież musiałabym mieć czterdzieści stopni gorączki, żeby nie przyjść na imprezę. W końcu jestem Adrianna Monteith. Najpopularniejsza dziewczyna w całej akademii. Dwukrotna królowa balu oraz zwyciężczyni konkursu na najfajniejszą osobę w szkole. Jakby tak przyjżeć się temu z perspektywy osoby trzeciej to wydaje się to żałosne. Poniekąd jest...
Prychnęłam cicho i zatrzaskując szafkę, poszłam do sali, gdzie miała odbyć się lekcja języka hiszpańskiego. To jeden z niewielu przedmiotów, który uwielbiam. Mogłabym go mieć siedem razy w tygodniu, a i tak by mi się nie znudził.
- Buenos tardes, mi querido - powitała nas z uśmiechem pani Álvarez.
- Buenos tardes - odparłam również uśmiechając się.
- ¿qué tal? - zapytała, odkładając rzeczy na biurko.
- Muy bien - odpowiedzieliśmy chórem.
Nauczycielka zaśmiała się, słysząc nasze zgodne oraz jednakowe odpowiedzi. Mnie samej zachciało się śmiać, ale powstrzymałam się. Wsłuchałam się w jej kolejną historię z pobytu w Hiszpanii. Uwielbiałam gdy opowiadała nam różne zabawne sytuacje, opisywała kulturę kraju lub inne rzeczy. Mogłam wtedy wyobrażać sobie, że jestem w tym cudownym miejscu i poznaję nowych ludzi. Z rozmyślań oderwała mnie mała karteczka, która odbiła się o moje ramię i wylądowała na ziemi. Zdziwiona podniosłam ją i odczytałam.

Czekam na odpowiedź. x

Rozejrzałam się po sali jednak nie ujrzałam nikogo kto mógł być nadawcą wiadomości. Wszyscy uważnie słuchali nauczycielki. Potrząsnęłam głową by pozbyć się pytania, które krążyło po mojej głowie. Kto to jest?
Reszta lekcji zleciała mi na robieniu banalnych ćwiczeń. Słysząc dzwonek z ulgą zamknęłam książkę. Spakowałam wszystkie swoje rzeczy do torby i razem z innymi uczniami opuściłam klasę. Przechodząc przez korytarz, spotkałam Jen i Maddie. Bliźniaczki były tak podjarane zapewne jakąś nową plotką, że prawie mnie nie zauważyły.
- Hej Andie!
Siostry podbiegły do mnie i wzięły pod rękę.
- Jak hiszpański? - zapytała jedna z blond klonów.
- Jak zwykle - odpowiedziałam, siląc się na uśmiech. - Nudy. A jak wasz francuski?
- Idealnie - odparła Jennifer - Ten nowy praktykant jest boski.
- A jak mówi z tym swoim akcentem to czuję się jak w niebie. Z przyjemnością bym mu pozwoliła zająć się moją wewnętrzną boginią - odparła rozmarzona Madelaine. Spojrzałam na dziewczyny, próbując się nie zaśmiać. Widok ich o mało niemdlejących na samo wspomnienie nowego praktykanta jest po prostu komiczny. Oddaliłam się od moich towarzyszek, chcąc się uspokoić. Podeszłam do szafki, wstukałam kod i otworzyłam ją. Schowałam niepotrzebne książki i wzięłam te, które jeszcze, niestety, mi się przydadzą. Przejrzałam się jeszcze w lusterku, aby sprawdzić czy dobrze wyglądam. Jednak moją uwagę przykuła mała karteczka. Trzecia w ciągu dnia...

Nieładnie tak nie odpowiadać. Będę na ciebie czekał x

- Co to jest? - usłyszałam głos Jen, która usiłowała wyrwać mi skrawek papieru z rąk. Jeśli by ją zobaczyła zapewne obie nie dałyby mi żyć dopóki nie dowiedziałyby wszystkiego na temat nadawcy wiadomości. Szybko schowałam kartkę do szafki i zamknęłam ją.
- Nic takiego - uśmiechnęłam się niewinnie.
Jennifer spojrzała na mnie podejrzliwie. Jej wyraz twarzy wskazywał na to, że mi nie uwierzyła, ale ja nie zamierzałam im nic mówić. To mój mały sekret.

Tik... tak... tik... tak...
Po raz piąty chyba spoglądałam na zegarek, czekając. Czekając na odpowiedni moment. Chciałam wyjść w dobrej chwili, aby zrobić wrażenie. Chociaż ja zawsze je robiłam. Mimo, iż dzisiejsza impreza niewiele różniła się od poprzednich w pewnym sensie była wyjątkowa. Miałam zobaczyć jego... Od naszego ostatniego spotkania minęło sporo czasu, a ja nie mogłam dłużej czekać. Był też inny ważny powód, przez który moja cierpliwość się kończyła. Tajemniczy nadawca wiadomości miał pojawić się tam. Nie wiem kim jest ani czego chce. Być może to jakiś zakochany szczeniak albo ktoś najzwyczajniej w świecie robi sobie ze mnie jaja. I choć te teorie wydają się bardzo realistyczne i równie nudne, byłam ciekawa. Może jednak ta osoba mnie zaskoczy i...

Rozglądałam się po całej sali, ale nie mogłam dostrzec znajomej sylwetki szatyna ani żadnego podejrzanego typka, który mógłby pasować na TD, czyli Tajemniczego Dręczyciela. Spędziłam tu już pół godziny i nic się nie wydarzyło.
- Andie nie stój jak sierota tylko chodź tańczyć - Maddie pociągnęła mnie na tak zwany przez wszystkich parkiet. Rzadko przyznaję, że ta dziewczyna ma rację, ale jednak coś w tym jest. Przecież nie mogę stać jak słup i wyczekiwać cudu. Skoro TD się nie pojawił to pewnie już tego nie zrobi. Czas się zabawić. Podeszłam do aktualnie wolnego David'a, kapitana szkolnej drużyny piłkarskiej i zachęciłam go do tańca, prowadząc go wśród tłum tańczących ludzi. Zarzuciłam mu ręce na szyję, zaś on złapał mnie w talii i razem zaczęliśmy się gibać w rytm muzyki. Blondyn wbrew pozorom był całkiem niezłym tancerzem, oczywiście jak na osobę, która z wielkim trudem stara się nie deptać partnerów. Z każdą kolejną piosenką biedny chłopak czuł coraz większe zażenowanie, aż w końcu przepraszając odszedł do kumpli z drużyny.
- I zostałam sama - westchnęłam cicho ruszyłam w stronę wyjścia, gdy poczułam czyjeś ręce oplatające moje ciało.
- Niezupełnie - znajomy głos odezwał się tuż przy moim uchu. Odwróciłam się, niedowierzając. Jego hipnotyzujący wzrok przeszywał moją osobę. Uśmiechnęłam się, czując rumieńce na policzkach.
- Zatańczysz? - zapytał. Miałam już się zgodzić, jednak powstrzymałam się w ostatniej chwili.
- Może - odparłam - Ale...
Uniósł brwi lekko zaskoczony wyraźnie niewiedząc co zamierzam powiedzieć.
- Ale chcę znać twoje imię.
- Twoje życzenie jest dla mnie rozkazem - zaśmiał się - Jestem Louis.
Obrócił mnie i pociągnął znów gdzieś w środek parkietu. Jego dłonie wciąż spoczywały na mojej talii, a uśmiech nie schodził mu z twarzy.
- Dostałaś wiadomości? - szepnął mi do ucha.
- Czyli to twoja sprawka - powiedziałam udając zdegustowaną.
- Przyznaję się do winy.
- Nie lepiej było po prostu podejść? - odwzajemniłam uśmiech.
- Lubię oryginalność - opowiedział chichocząc - Duszno tu. Chcesz się przejść?
- Z chęcią...

---------------------------------------------------
Dziś tak króciutko, ale mam nadzieję, że nie macie mi tego za złe ;) Liczę na szczere opinie ;D
Arielka x

3 komentarze:

  1. omg zaintrygowało mnie to aww wiesz jak trzymać czytelnika w napięciu xx next next next !!!

    OdpowiedzUsuń
  2. Hahaha o yeah w końcu się doczekałam huehue :D:D I want next please :P O ku*** nie mów że teraz moja kolej O.o, a ja jeszcze nie napisałam na drugim nowym ;(. A co do rozdziału mega, mega, mega i jeszcze raz mega. I ty niby nie jesteś utalentowana? COś mi się ostatnio takiego o uszy obiło, a ja myślę wręcz odwrotnie tak samo jak nasi czytelnicy, jesteś wspaniała i to ty nakręcasz całą akcję w tym opowiadaniu, bo jesteś Moim osobistym Aniołkiem Arielko ;*
    PS. Nadal przed oczami mam te zdjęcia z wczoraj hahahahah
    PPS. Też cię kocham :P

    OdpowiedzUsuń
  3. CHYBA SOBIE ZE MNIE KPICIE.
    Ja tutaj czytam, pełna ekscytacji, z wielkim bananem na ustach, z myślą, że zaraz będzie jakaś super akcja a tu koniec :( Arielko napisałaś coś tak wspaniałego i taki koniec :(
    W TAKICH MOMENTACH NIE MOŻNA KOŃCZYĆ. Chcecie stracić czytelnika? Przecież ja umrę z ciekawości jak nic :(

    OdpowiedzUsuń