czwartek, 18 września 2014

Rozdział 2.


Theresa Pov

- Kochanie już dojechałaś? - słysząc delikatny głos mamy w słuchawce telefonu, uśmiechnęłam się lekko i przyciskając ramieniem telefon do ucha, próbowałam wejść do akademika, ze swoją walizką, teczką na rysunki oraz dość dużą torbę, która po brzegi wypełniona była moimi ulubionymi książkami i przyborami do rysowania. Nie powiem było trochę ciężko, ale czego się nie robi, aby być bardziej wyedukowanym.
- Tak, właśnie weszłam do Akademika - potwierdziłam, po czym otwierając łokciem drzwi, weszłam do środka i stając na środku hallu przystanęłam i uniosłam głowę do góry - Woow - szepnęłam oczarowana.
- Jak słyszę bardzo ci się podoba - zaśmiała się rodzicielka - Zadzwonię później - dodała szybko, a w tle rozmowy można było usłyszeć głos pana Mark'a, który był szefem mamy.
- Do później - pożegnałam się i biorąc telefon do ręki, rozłączyłam się i włożyłam go do jednej z kieszeni torby. Przygryzając lekko dolną wargę, uśmiechając się jak głupia, podeszłam do kobiety, która siedziała przy okienku i pochylając się lekko, spojrzałam jej prosto w starą, zniszczoną wiekiem twarz z dużą ilością zmarszczek.
- Dzień dobry - przywitałam się grzecznie, patrzą jej prosto w oczy, które ukryte były pod okularami.
- Imię i nazwisko - słysząc jej zgryźliwy ton i szorstkość słów, zmieszałam się lekko i przełykając głośno ślinę powiedziałam jej swoje dane, przejeżdżając placem ze szponem zamiast paznokcia po spisie osób i przydzielonych im pokoi, po czym zatrzymując się na moim nazwisku z szerokim uśmiechem spojrzała na mnie - Pokój 242, powodzenia życzę i zaopatrz się lepiej w dobrze chłonne chusteczki - śmiejąc się z własnego żartu, wpatrywała się jak siłując się z bagażami ruszyłam w odpowiednią stronę. Nadal rozmyślając nad słowami, tej jakże przemiłej pani, stanęłam przed białymi drzwiami, które na górze miały przyczepioną, małą metalową tabliczkę z numerem pokoju. Biorąc głęboki oddech na dodanie sobie odwagi, zapukałam cichutko, po czym chwyciłam za klamkę i weszłam do dość dużego i zadbanego pokoju, w którym na jednym z łóżek siedziała dziewczyna i trzymając laptopa na kolanach coś w nim przeglądała.
- Dzień dobry - przywitałam się grzecznie, po czym weszłam do środka zamykając za sobą drzwi.
- Wyjście jest tam - warknęła dziewczyna nawet nie patrząc w moją stronę - To nie poczekalnia dla bezdomnych.
- Wybacz- szepnęłam przepraszająco, cała czerwona na twarzy - Ale zostałam tu przydzielona - dodałam szybko, kurcząc się pod jej srogim spojrzeniem, jakie mi rzuciła spod oka.
- Świetnie - warknęła, udając radość - Łóżko tam, szafa tam, a teraz spierdalaj - zakładając na uszy słuchawki, włączyła sobie jakąś muzykę, której dudnienie dochodziło do mnie pomimo zabezpieczenia w formie słuchawek.
- Dziękuje - szepnęłam i podchodząc do wolnego łóżka na którym porozkładane były jakieś ubrania, postawiłam walizkę obok niego i zaczęłam składać bluzki porozwalane na całej długości mebla. Kiedy wszystkie były złożone w równiutką kosteczkę, położyłam je na krześle, a walizkę przeniosłam na łóżko. Nie patrząc nawet w stronę współlokatorki, chwyciłam w rękę blok techniczny, zestaw ołówków oraz telefon z podłączonymi do niego słuchawkami.
- Wychodzę jakby cię to interesowało - spojrzałam z nadzieją na dziewczynę, że mi odpowie, ale ona tylko pokazała mi środkowy palec. Wzdychając głośno, przygryzłam nerwowo wargę i wyszłam z pokoju zamykając za sobą cicho drzwi. Nie tak wyobrażałam sobie pierwszy dzień w akademiku, miałam nadzieję, że zaprzyjaźnię się ze swoją współlokatorką, ale raczej na nic takiego od tej dziewczyny liczyć nie mogę. Nawet mi się nie przedstawiła. Na korytarzu dookoła biegali nowi współlokatorzy. Jedni obładowani bagażami inni biegający nerwowo szukając swoich pokoi. W środku akademika nie mogłam liczyć na chwilę spokoju. Postanowiłam wyjść na dziedziniec. Na wszystkich tanich produkcjach amerykańskich pokazują, że studenci zawsze spędzają czas na zewnątrz jakby był to ośrodek życia towarzyskiego. Znalazłam drzewo wyglądające zachęcająco. W sam raz na miejsce do siedzenia. Nie zwracając uwagi na nikogo usiadłam sobie pod nim po turecku i zaczęłam rysować. Tylko, że w myślach nadal miałam moją współlokatorkę. Jak można być tak bezczelnym i wulgarnym? Założyłam z góry, że nie znajdziemy ze sobą wspólnego języka. Dzisiaj byłam przesycona pozytywną energią i nawet moja sąsiadka nie była w stanie mi jej odebrać.
Spojrzałam z nad kartki przed siebie i aż lekko podskoczyłam. Byłam pewna, że siedzę na trawniku sama, a tym czasem okazało się, że przede mną wyrósł blondyn, który siedząc przede mną po turecku dziwnie mi się przyglądał. Zdezorientowana wyjęłam słuchawki z uszu:
- Przestraszyłeś mnie. Co tu robisz?
- Przyglądam się jak rysujesz - odpowiedziała z uśmiechem od ucha do ucha.
- Hmm co nie zmienia faktu, że głupio się czuje...
- Ale dlaczego?  Chrząkałem, przepraszałem, błagałem, rozczulałem się... ale Ty nic.
- Przepraszam słuchałam muzyki - odpowiedziałam oblewając się rumieńcem, że wcześniej go nie zauważyłam.
- Uff... i wszystko jasne. A już myślałem, że jesteś mistrzynią w ignorowaniu ludzi.
- Zazwyczaj jest właśnie wręcz odwrotnie - mruknęłam pod nosem.
- Co takiego?
- Nie nie nic - uśmiechnęłam się. - Tak w ogóle to jestem Theresa.
- A ja Niall - z uśmiechem podał mi swoją rękę.
- Miłe imię jak na bezczela który przygląda się bezbronnym dziewczynom.
- Tess też nie najgorsze jak na dziewczynę która tak dobrze flirtuje - oblałam się rumieńcem (znowu), bo jestem typem spokojnej dziewczyny i na pewno nie miałam zamiaru posuwać się do flirtu.
- Przepraszam - powiedziałam słabym głosem.
- Ależ ja się nie gniewam. Miło mi. Pierwszy rok?
- Tak.
- W takim razie zapraszam na wycieczkę krajoznawczą. Szkoda dnia na siedzenie pod drzewem, a tym bardziej, że siedzisz tu już chwilę i nadal masz tylko dwie kreski na kartce - przyłapał mnie. Tak naprawdę sama nie wiedziałam co chcę narysować. Bardziej zajęta byłam rozmyślaniem nad tym wszystkim co od rana się wydarzyło.
- W takim razie panie przewodniku, co zobaczymy najpierw? - zamykając blok, spojrzałam na niego, biorąc w płuca głęboki wdech.
- Hmm- drapiąc się w zamyśleniu po brodzie spojrzał na mnie rozbawiony - Może biblioteka?
- Mi pasuje - wstając ochoczo z trawy, uśmiechnęłam się szeroko, ponieważ uwielbiałam czytać i spędzać czas pośród zakurzonych książek, które opowiadały przeróżne historie, które poprzez zakurzone, pożółkłe stronice opowiadały swoje oryginalne historie, opowiadania życia. To one konserwowały uczucia i wspomnienia innych czytelników, to dzięki nim biorąc do ręki książkę, możesz sobie wyobrażać jak kiedyś ktoś stał w tym samym miejscu co ty, trzymał tą książkę co ty, płakał w tym momencie co ty, a może przeżywał właśnie zawód miłosny i to była jego odskocznia od trosk i smutków? Nikt tego nie wie, dlatego uwielbiam książki za to, że są tajemnicze i można powoli odkrywać skarby w nich ukryte.
- A więc zapraszam - uśmiechając się szeroko, chłopak wskazał ręką przed siebie gdzie znajdował się budynek akademii. Biorąc głęboki oddech próbowałam nadążyć za tempem chłopaka, który widząc, że na jego jeden krok, przypada dwa moje, kręcąc głową zwolnił i zaczął opowiadać mi ciekawe historie i śmieszne wpadki uczniów jakie wydarzyły się w poszczególnych miejscach.

- Dziękuję za mile spędzony czas - patrząc niepewnie na chłopaka ścisnęłam mocniej blok, który nadal w całym kawałku znajdował się przy moim boku, pomimo niespodziewanego deszczu, ataku zwariowanych wiewiórek, które uciekły z laboratorium biologicznego i wojny na jedzenie, która odbywała się w stołówce, akurat wtedy kiedy Niall mi ją pokazywał.
- Cała przyjemność po mojej stronie - schylając się lekko wyjął z moich włosów kolejną frytkę - Może lepiej ja to wezmę - zaśmiał się i wyrzucając frytkę do ziemniaka spojrzał rozbawiony na mnie - Fajna jesteś - stwierdził po chwili.
- Pedalstwo jest jak kujoństwo rozszerza się - krzyknął jakiś chłopak w naszą stronę, na co Niall dziwnie się spiął, a jego policzki przybrały barwę buraka.
- Coś nie tak? - zapytałam cicho, martwiąc się o chłopaka.
- Nic takiego, głupia sytuacja z tamtego roku - kręcąc głową, spojrzał na mnie i uśmiechnął się - Ale co było i nie jest nie pisze się w rejestr - zaśmiał się, przez co i ja zaczęłam chichotać. Nie wiem jak on to robił, ale słysząc jego śmiech od razu samemu chciało się śmiać. Niall jest naprawdę pozytywnym człowiekiem i bardzo miłym.
- Dobranoc - powiedziałam krótko i machając mu na pożegnanie weszłam do pokoju, w którym nie paliło się światło. Szukając po omacku na ścianie pstryczka, zapaliłam światło i mrużąc oczy od oślepiającego światła, spojrzałam na puste łóżko mojej sąsiadki. Wzruszając ramionami, podeszłam do swojej części pokoju i kładąc blok na swoje biurko, zestawiłam walizkę na podłogę postanawiając, że jutro wszystko rozpakuję. Siadając na miękkim łóżku z uśmiechem położyłam się na plecy i wpatrywałam się w sufit. Jednak ten rok może nie będzie najgorszy. Dzięki Niallowi i jego przyjaznemu usposobieniu jest nadzieja, że dam sobie radę z moją współlokatorką.
- Mówiłam kurwa, że to jest tutaj - słysząc krzyk dziewczyny otworzyłam oczy i siadając na łóżku spojrzałam prosto w jej oczy, który ciskały w moją osobę groźne błyski - Cnotka niewydymka - stwierdziła i patrząc na swoje towarzyszki, które wyglądały identycznie zaczęła śmiać się z własnego żartu.
- Miałaś rację Andie jak zawsze - powiedziała jedna z nich mierząc mnie wzrokiem. Czując się trochę nieswojo wzięłam z torby swoją piżamę i kosmetyczkę i nic nie mówiąc wyszłam z pokoju, aby wziąć prysznic i przygotować się do snu.

_-----------------------------------------------------------------------------------_
A więc krótko i na temat chciałabym podziękować mojej siostrze Kasi za napisania kilku zdań w tym rozdziale, jak byłam na spotkaniu do bierzmowania, jesteś wielka siostrzyczko ;* Kolejna sprawa organizacyjna to chciałabym bardzo podziękować Pauline za to że zechciała pisać to opowiadanie ze mną. Dziękuje również bardzo mocno za ten prześliczny szablon wykonany na zamówienie przez Ollutkę, jesteś kochaną osobą i mam nadzieję, że jeszcze cię nie zamęczyłam :P
Na koniec liczę na wasze komentarze i mam nadzieję, że nie zawaliłam rozdziału ;P
Jewelka/Chochlik

Arielko Kochanie czas na ciebie :P

wtorek, 16 września 2014

Rozdział 1.


ADRIANNA'S POV 

Dziś o 20:00. Skrzydło dziewczyn, świetlica. 

Szybko przeskanowałam wzrokiem kartkę. Typowa wiadomość informująca o dzikiej imprezie, na której oczywiście nie mogę się nie pojawić. Cała ta popularność jest jak wrzód na tyłku. Nie ma wieczora wolnego. Jakby osoba mojej rangi nie przyszła na takie "świetne" wydarzenie, to byłoby to towarzyskie samobójstwo. Z cichym westchnięciem przeniosłam wzrok na podekscytowane bliźniaczki Cole, które oczekiwały mojej reakcji. Nie miałam ochoty na kolejną nieprzespaną noc, więc postanowiłam się wymigać. 
- Dziewczyny to pewnie będzie mega impreza, ale nie mogę się pojawić... - zaczęłam, jednak ta mniej cierpliwa z sióstr mi przerwała. 
- Ale jak to?! Nie możesz nie przyjść!!! Bez ciebie nie będzie tak fajnie i nikt się nie zjawi.
- Poza tym Liam Payne i jego kumple mają być - dodała Jen. 
Liam Payne i jego kumple... Odwróciłam głowę by nie dać po sobie poznać, że ta informacja mnie wcale nie zadowala tak jak moje towarzyszki. Skoro Li chce pójść to Styles też tam będzie. A to mogło skończyć się tylko jednym - upojna noc z nim. Dziś czeka mnie naprawdę sporo roboty i nie mam najmniejszej ochoty na seks. 
- To jak? Będziesz? - zapytała z nadzieją Mad. 
- W świetlicy... 
- Tak, pouczę się z wami wieczorem w świetlicy - powiedziałam szybko, gdy na horyzoncie pojawiła się pani Pimble-Bottom . Historyczka jest najgroźniejszą osobą z całego grona pedagogicznego, a przede wszystkim to śmiertelny wróg dobrej zabawy, inaczej mówiąc: wielka fanka nudy. Dziewczyny od razu wyczaiły o co chodzi i podjęły temat. 
- To super Andie. Bardzo przyda nam się pomoc. 
Nauczycielka zmierzyła nas srogim spojrzeniem, po czym skręciła w lewo jakby do pokoju nauczycielskiego. Gdy zagrożenie minęło wszystkie trzy odetchnęłyśmy. Gdyby ona zaczęła cokolwiek podejrzewać byłoby bardzo, bardzo źle. Dwa klony mrugnęły do mnie i odwracając się na pięcie (w tym samym czasie) odeszły. I się wkopałam...
Jennifer i Madeliene Cole... Bliźniacze zdziry, które nie mogą bez siebie żyć. Największe plotkary w całym akademiku, a dodatkowo niezłe lizusy. Próbują na siłę wepchnąć się do elity i trują mi dupę, bo oczywiście musiały się uczepić właśnie mnie. Wiem, że jestem "gwiazdką" szkoły, ale sława ma minusy. Ja dostrzegam dokładnie dwa w postaci tych dwóch osobników płci żeńskiej. To będzie długi dzień...

***

Stałam przed lustrem, skanując wzrokiem swoją osobę. Delikatnie gładziłam dłońmi materiał czarnej, krótkiej sukienki, która opinała się na moim ciele, uwydatniając moje atuty i tuszując niedoskonałości. Dobrałam do tego czarne szpilki i zrobiłam lekki makijaż. Nigdy nie lubiłam zbyt mocno się malować. Preferuję naturalność, jednak czasami trzeba skorzystać z make-up'u. Włosy postanowiłam zostawić rozpuszczone dla lepszego efektu. Wzięłam z krzesełka torebkę i wyszłam z pokoju. Zakluczyłam drzwi. Zrezygnowana skierowałam się w stronę świetlicy, z której leciała głośna muzyka. Można było usłyszeć śmiechy imprezowiczów. To niezwykłe, że ludzie potrafią non stop bawić się. Ja już mam dość, ale obowiązek to obowiązek. Przekroczyłam próg pomieszczenia, które różniło się od zwykłej, codziennej świetlicy. Duże okna były zasłonięte czerwonymi zasłonami, co nadawało mrocznego uroku. W jednym kącie były porozstawiane reflektory i kolorowe światła, a nawet maszyna do robienia dymu. Reszta rogów pokoju była zajęta przez obściskujące się parki, które zdążyły się już nieźle nawalić. Nagle ktoś zaczął piszczeć. Odwróciłam się i ujrzałam bliźniaczki Cole. Obie były ubrane jak prostytutki delikatnie mówiąc. Duże dekolty, krótkie spódniczki ledwo zakrywające tyłek.
- Cieszę się, że jesteś! - Madeliene próbowała przekrzyczeć muzykę, ale nie musiała wrzeszczeć mi do ucha. Posłałam im swój uśmiech numer pięć, czyli "Dzięki za zaproszenie. Świetna biba.". Pokazałam palcem, że idę na parkiet. Dziewczyny tylko pokiwały głową na znak, że rozumieją i poszły uwodzić jakichś kolesi z budy. Ja zaś zrobiłam tak jak postanowiłam. W drodze zabrałam komuś kieliszek wódki i wypiłam na raz. Odkładając naczynie dołączyłam do tańczących ludzi. Rozpoznałam kilka osób i przywitałam się z nimi, ale zaledwie uśmiechem. Skupiając się na muzyce zaczęłam wyginać swoje ciało. Ocierałam się o inne, spocone ciała, ale nie przeszkadzało mi to. Po dwóch piosenkach chciałam zejść z tak zwanego parkietu, kiedy poczułam czyjeś ręce na swojej talii. 
- Mogę prosić do tańca? - ktoś wyszeptał mi te słowa do ucha. Spojrzałam na wysokiego chłopaka. Miał na sobie zwykłą białą koszulę i jeansy. Jego włosy były w artystycznym nieładzie, co niezwykle do niego pasowało. Szatyn był bardzo przystojny, ale największą uwagę przykuwały jego oczy. Niebieskie jak ocean tęczówki, które hipnotyzowały chyba każdą dziewczynę. Uśmiechnął się zniewalająco i widać było od razu, że jest bardzo pozytywnym człowiekiem. 
- Oczywiście - odwzajemniłam uśmiech. 
Zaczęliśmy się poruszać w rytm muzyki. Nasze ciała pasowały do siebie idealnie. Chłopak był nawet niezłym tancerzem, a to rzadko się zdarza u nas w szkole. Te kilka minut przeleciało bardzo szybko i ani się obejrzałam mój towarzysz nachylił się i złożył soczystego całusa na moim policzku.
- Dziękuję i do następnego - wyszeptał i ukłonił się, po czym odszedł. Stałam nieruchomo przez chwilę, patrząc na sylwetkę oddalającego się szatyna. Kiedy zniknął mi z oczu postanowiłam wrócić do pokoju. Odwróciłam się, ale wtedy to się stało. Nasze spojrzenia się skrzyżowały. Harry siedział naprzeciw mnie i bezczelnie wpatrywał się w moją osobę. Czułam jak moje policzki przybierają czerwoną barwę. On zawsze mnie onieśmielał, jednak nie mogłam tego pokazać. Podniosłam dumnie głowę i zaczęłam iść w kierunku wyjścia. Widziałam, że Styles wstaje, ale nie obchodziło mnie to. Przynajmniej chciałam, by to mnie nie ruszało... 
- A ty gdzie? - Jennifer zagrodziła mi drogę, krzyżując ręce na piersiach. Po jej minie można było wnioskować, że nie była zadowolona. Podstawową wadą bliźniaczek jest to, iż są upierdliwe i zawsze muszą się pojawić w najgorszych momentach, a przynajmniej jedna z nich.
- Zadzwonić - skłamałam - Tylko na korytarzu, bo tu jest stanowczo za głośno. 
Blondynka mi uwierzyła chyba, bo rozpromieniła się od razu. 
- Okay, tylko wracaj szybko. Cała noc przed nami - zaśmiała się i zniknęła w tłumie. 
Jaka ona jest łatwowierna. Korzystając z okazji natychmiast opuściłam imprezę i pobiegłam do pokoju. Zamknęłam drzwi na klucz i z ulgą stwierdziłam, że jestem bezpieczna. Rzuciłam torebkę na łóżko, buty poleciały gdzieś w kąt. Ogarnęłam wzrokiem pokój. Trzeba tu trochę posprzątać skoro jutro popołudniu ma przyjechać moja nowa współlokatorka. Wcześniej mieszkałam z taką jedną, która nie wytrzymała z moją osobą i poprosiła o przeniesienie. Od tamtej pory miałam pokój tylko dla siebie, ale niestety wszystko co dobre kiedyś się kończy. Zaczęłam zbierać z podłogi porozwalane ciuchy i układać je w szafce. Przerwało mi niespodziewane pukanie do drzwi. Zaskoczona otworzyłam je i ujrzałam jego... Harry opierał się ramieniem o framugę drzwi i patrzył na mnie, uśmiechając się zadziornie.
- Cześć piękna.
Miał na sobie białą koszulę, czarne spodnie i białe conversy. Jego włosy były podniesione do góry, a policzki zdobiły słodkie dołeczki. Po prostu wyglądał idealnie.
- Nie mam teraz czasu - powiedziałam oschle i chciałam zamknąć drzwi, ale chłopak przeszkodził mi, przytrzymując je ręką.
- Zgrywasz niedostępną, lubię to - poruszył śmiesznie brwiami.
- Hazz - jęknęłam - Mówię poważnie. Muszę to wszystko ogarnąć do jutra.
Ręką pokazałam na ten bajzel. Schyliłam się, aby podnieść kolejną rzecz i usłyszałam gwizd.
- Niezłe widoczki.
Zignorowałam jego głupi tekst i kontynuowałam sprzątanie. Harry zamknął drzwi, zakluczył i objął mnie w pasie. Wiedziałam, że jeśli mnie pocałuje to znów stracę kontrolę...
- Z przyjemnością ci pomogę - szepnął zmysłowym głosem i zassał kawałek skóry na mojej szyi.
Przekręcił mnie tak, że nasze twarze dzieliło ledwie kilka centymetrów.  Uśmiechnął się łobuzersko i zanim zdążyłam zaprotestować wpił się w moje usta. Ten smak jego ust spowodował, że z fascynacją oddałam pocałunek. Z każdą kolejną sekundą odczuwałam większą rozkosz. Coraz bardziej go pragnęłam. Wplotłam palce w jego cudowne loczki i zaczęłam się nimi bawić. Szybkim ruchem przycisnął mnie do ściany. Jego ręce błądziły po moim ciele co jakiś czas zahaczając o materiał sukienki. Pocałunkami przeszedł za ucho, wiedząc że teraz już nie będę w stanie mu się oprzeć. Znał moje najczulsze punkty... Delikatnie przygryzł płatek mojego ucha, wywołując tym u mnie ciche jęknięcie.
- Czas to zdjąć - odparł z tą swoją seksowną chrypką.
Już chciałam zdjąć ubranie, kiedy Hazz zaprotestował. Spojrzałam w jego oczy pytająco. Zwykle sami się rozbieraliśmy, przy czym stanik z niewiadomych mi powodów zawsze zostawał. To były zasady, których się trzymaliśmy, ale chyba coś się zmieniło... Delikatnie rozpiął sukienkę, która opadła na podłogę. Wziął moją dłoń i położył na koszuli przy pierwszym guziczku, jakby chcąc bym to ja go odpięła. Z gracją odpinałam kolejne guziczki aż jego koszula znalazła się na ziemi. Przywarłam do jego ust, pragnąc mieć go już w sobie. Ta gra była zbyt kusząca... Harry zaśmiał się zadowolony ze swojego posunięcia. Podniósł mnie i przeniósł na łóżko.
- Zabawa dopiero się zaczyna...

***

Leżeliśmy wtuleni w siebie. Palcem kreśliłam na jego torsie nieokreślone kształty. 
- Co z Amy? - zapytałam po chwili. 
- To co zawsze - odparł obojętnie. 
Czyli kolejna laska myślała, że będzie tą, w której Harry się zakocha. Też taka byłam. Chciałam być jego księżniczką, która odkryje w nim jakieś dobre strony, człowieka. W ten sposób wpadłam w to gówno. Do tej pory nie wiem jak mogłam być tak naiwna. On chce tylko jednego. Nie potrafi kochać. Liczy się tylko zabawa. Ma mnóstwo dziewczyn, które pieprzy i porzuca kiedy one wyznają mu swoje uczucia. Współczuję im trochę, ale same się na to pisały. Powinny przynajmniej brać pod uwagę niepowodzenie i upokorzenie. 
- Nie wiem co one w tobie widzą - zaśmiałam się. 
- A ty na co poleciałaś? Skusiły cię moje boskie loki, słodkie dołeczki? 
Ja byłam wyjątkowa, jeśli można tak to nazwać. Sama nie wiem dlaczego, ale Hazz zaproponował mi układ, o którym wiemy tylko my. "Przyjaciele z korzyściami". Nawet nie pamiętam dlaczego się na to zgodziłam. Pewnie liczyłam, że skończy się to tak jak w jakimś romantycznym filmie. Jednak był też inny, o wiele prostszy powód. Jemu się nie odmawia... 
Czasem jednak zastanawiam się czemu akurat mnie to zaproponował. Co jest we mnie takiego? 
- Swego czasu kręcili mnie niegrzeczni chłopcy - pokazałam mu język. 
Styles parsknął śmiechem. Myślałam, że nie będzie w stanie się ubrać i zaraz zacznie mi się turlać po podłodze. Jednak udało mu się opanować głupawkę. Patrzyłam jak po kolei zakłada ciuchy, zakrywając swoje boskie ciało. Westchnęłam cicho. Gdy był już gotowy do wyjścia podszedł do mnie i pocałował mocno. 
- Do następnego. 

----------------------------------------------------------------------------------
Witam wszystkich w pierwszym rozdziale! 
Mam nadzieję, że wam się podobało. Musicie mi trochę wybaczyć, bo nie jestem w najlepszej formie i mogłam trochę zawalić. Obiecuję, że się poprawię. Nie rozpisując się już, zachęcam was do pozostawienia opinii w postaci komentarza. 
Jewel nie każ  naszym czytelnikom długo czekać :P 
Do zobaczenia!
Arielka x 

wtorek, 9 września 2014

Powitanie!

Witam wszystkich!
Jestem Arielka i wraz z moją bliźniaczką, Jewel, będziemy pisać to fanfiction. Mam nadzieję, że fabuła wam się spodoba i będziecie chętnie czytać oraz komentować. ;) A więc bez zbędnego przedłużania powiem tylko: gorąco zapraszam!
Arielka
P.S Wszelkie pytania możecie zadawać w komentarzach bądź kontaktować się ze mną przez e-mail. Love you x

Helloł :P
A więc tak jestem znana jako Jewelka, ale ta powyżej nazywa mnie Chochlikiem ;P. Razem z piękną nimfą z góry, piszemy to FF i powiem wam, że jestem tym bardzo podekscytowana. Gorąco zapraszam i jak macie jakieś pytania możecie zadawać je przez E-mail bądź na Twitterze.
Jewelka/Chochlik :P
PS. Za wszelkie błędy przepraszam, ale jestem tylko amatorem ;P