Strony

poniedziałek, 19 stycznia 2015

Rozdział 7.


THE PROSPECT OF ANONYMOUS

Jednyne co nas nie zawodzi to zmysły. Wiele osób może nie zgadzać się z moją teorią. Powiadają, że kierowanie się sercem bądź rozumem otworzy nam drzwi do sukcesu. Jednak "serce kłamie, umysł zwodzi". Tylko gdy pozwolimy naszym zmysłom działać poznamy prawdę...
Moim ulubionym zmysłem jest wzrok. Dzięki niemu ludzie mogą ujrzeć wiele pięknych jak i złych rzeczy. W moim mniemaniu akurat nie to wypycha go na pierwsze miejsce. Pozwala mi on dostrzec wiele detali, których inny ze swej głupoty nie postrzegają za ważne i najzwyczajniej omijają je. To napawa mnie smutkiem, ale równocześnie dumą, gdyż ja widzę to czego oni nie chcą zobaczyć. Oczy ukazują mi prawdę. Pozwalają rozszyfrować w pięć sekund coś... lub kogoś. Właśnie dlatego to mój ulubiony zmysł. Nigdy nie zawodzi...

~*~

- Stary, co powiesz o tej? - pokazał na długonogą blondynkę. Z tego co kojarzę nazywa się Avery i jest przewodzniczącą kółka origami. Niezła dupa, ale jej stanowisko eleminuje ją do tego stopnia, że w życiu sam bym do niej nie zagadał. Chyba, że przegrałbym zakład.
- Kpisz czy o drogę pytasz?
- Jest niezła w łóżku - uśmiechnął się brunet, myśląc, że skusi mnie tanimi zagrywkami. Przewróciłem oczami. Nie jestem aż tak zdesperowany, żeby ją wyrwać.
- Może być nawet najlepsza w całym akademiku, a i tak nie namówisz mnie na to.
- Wystarczy, że kiwniesz palcem, a już będzie twoja - przekonywał drugi.
Skupiłem wzrok na Avery. Jest miła i całkiem inteligentna, ale bawi się origami. Ta gra nie jest warta świeczki.
Nie to, że jestem wybredny. Kocham wszystkie dziewczyny, a one kochają mnie. Wystarczy, że pojawię się na horyzoncie, a ich majtki już są na podłodze. Mogę mieć je wszystkie co sprawia, że nie zakochuje się w żadnej z nich. Nigdy...
- Ej patrzcie - kumpel pokazał nam na koniec korytarza. Spojrzałem w tamtą stronę i ujrzałem ją. Stukot jej czarnych obcasów dało usłyszeć się po drugiej stronie szkolnego korytarza. Jej zgrabne ciało pokrywała biała, zwiewna sukienka i jeansowa kurtka. Szyję przyozdabiał czarny, skromny naszyjnik. Kręcone, blond włosy opadały kaskadami na ramiona. Na twarzy widniał szeroki uśmiech, któremu dodawały uroku dwa słodkie dołeczki. Po prawej jak i po lewej stronie dziewczyny szły zdzirowate klony, które nieodstępują naszej szkolnej gwiazdki na krok.
Adrianna jest jedyną laską wartą uwagi w tej obsranej budzie. Wcale nie chodzi tu o popularność, którą zyskała, choć nie bez powodu. Jest seksowna, zabawna i inteligenta. Jednak potrafi być zadziorna, dzięki czemu przoduje. Wiele tu takich dziewczyn, jak twierdzą niektórzy. Mimo to każdy przyzna, że ona ma w sobie to coś. Odważna, dusza towarzystwa i co ważniejsze szanuje siebie. 
- Hej Andie - ktoś gwizdnął.
Zacisnąłem piąstki. Dziewczyny to nie psy by na nie gwizdać. Popatrzyłem na blondynkę. Jej niebieskie spojrzenie skierowało się ku temu dupkowi, ale dyskretnie. Tak aby inni tego nie zobaczyli. Gdy tylko go mijała wystawiła rękę i pokazała mu środkowy palec. Uśmiechnąłem się. Zuch dziewczynka... Andie stanęła przy swojej szafce. Pożegnała się buziakiem z "przyjaciółkami", które po chwili zniknęły z pola widzenia. Otworzyła szafę i wyjęła potrzebne książki. Zanim ją zamknęła, przyjrzała się swemu odbiciu w małym lusterku. Nagle tuż za nią pojawił się jakiś chłopak. Wyszeptał jej coś do ucha, co wywołało rumieniec na jej policzkach. Kto to do kurwy nędzy jest?

Oj Andie, Andie... Myślisz, że wszystko ci wolno? Uważasz, że ujdzie ci to na sucho? Jesteś w błędzie kochana. A wiesz dlaczego? Bo ja wiem. Wiem co zrobiłaś. Co dalej robisz...

ADRIANNA'S POV

- Wyglądasz zniewalająco - usłyszałam cichy szept tuż przy moim uchu. Uniosłam wzrok. W odbiciu ujrzałam jego roześmiane oczy. Uśmiechnęłam się lekko, czując szkarłatny rumieniec pojawiający się na mojej twarzy.
- Cofam. Z rumieńcami lepiej - zaśmiał się.
Odwróciłam się, aby móc spojrzeć w jego oczy. Podniosłam rękę i delikatnie uderzyłam go w ramię. Louis od razu pomasował "bolące" miejsce, udając że niezwykle to boli i cicho szlochając.
- Za co? - zapytał z smutną minką.
- Za wprowadzanie mnie w kłopotliwe sytuacje.
Uniósł brew w geście zdziwnienia. Według wszystkich kobiety kochają być komplementowane... ale nie ja. Nie znoszę, gdy ktoś wprowadza mnie w dziwny stan kiedy nie wiem co powiedzieć i wyglądam jak burak. To niezręczne i kłopotliwe. Louis chyba nie załapał o co mi chodzi, ale na szczęście nie drążył tematu. Uśmiechnął się tylko i zaczął dotrzymywać mi kroku w czasie gdy przemierzałam szkolny korytarz.
- Masz jakieś plany na sobotę? - zapytał po chwili ciszy. W jego głosie wyczułam małe wachanie. Jakby nie był pewnien tego co chciał powiedzieć. Niepewny Lou... To nowość. Uśmiechnęłam się zachęcająco.
- Na tą chwilę nie.
- W takim razie już masz - zaśmiał się. Przymrużyłam oczy.
- A można wiedzieć jakie?
- Przyjdziesz pokibicować na mecz koszykówki. Zaprasza cię sam kapitan drużyny - poruszył brwiami, co wywołało u mnie chichot. Jednak w głębi serca skakałam z radości. Louis Tomlinson, kapitan drużuny koszykarskiej i jeden z najseksowniejszych gości w szkole, zaprasza mnie... No właśnie. Na co? Na randkę?
- A potem co? - zbliżyłam się do niego z uśmiechem.
- A potem - zająkał się - może... zgodziłabyś się spędzić ze mną trochę czasu?
- Czy proponujesz mi randkę, Lou?
Szatyn uśmiechnął się uroczo. Pochylił się tak, że jego usta znów znalazły się tuż przy moim uchu. Wciągnęłam głośno powietrze. Nie spodziewałam się kompletnie tego ruchu. Poczułam uderzający zapach jego perfum. Zakręciło mi się w głowie. Czekałam aż wypowie kilka słów. Te kilka sekund to wieczność.
- Mogę ci równie dobrze proponować zwykłe spotkanie towarzyskie, ale... - przerwał na chwilę - Tak. Umówisz się ze mną, Andie?
Moja wewnętrzna ja skakała na trampolinie wrzeszcząc w niebogłosy coś w stylu "Jeeeeeeej". Niestety nie mogłam zachować się tak publicznie. Odetchnęłam głęboko, próbując wziąść się w garść. Odsunęłam ręką Lou, aby ułatwić sobie zadanie.
- Primo, daj mi oddychać. Secundo, z chęcią się z tobą umówię.
- Kiedy ja lubię być blisko - mrugnął do mnie i pocałował w policzek. - Do zobaczenia.
Ponownie poczułam żywe rumieńce na policzkach. Mimo to w tym momencie nie obchodziło mnie to. Ważne, że Louis chce się ze mną umówić!

~*~

- Tessa? Możemy porozmawiać?
- Em... Jasne - odparła niepewnie. Patrzyła na mnie podejrzliwie, jakbyśmy były w przedszkolu i chciałabym jej zabrać ulubionego misia. Wiocha...
- Posłuchaj. Nie chce cię wyganiać - zaczęłam delikatnie - ale bardzo potrzebuję mieć wolny pokój dziś wieczorem i...
- Spoko - uśmiechnęła się do mnie. - Powiedz mi tylko kiedy mniej więcej będę mogła wrócić.
Zatkało mnie. Najpierw jestem dla niej okropna i mieszam ją z błotem za każdym razem kiedy jest okazja, a teraz proszę ją o przysługę i ona zgadza się mi pomóc bez namysłu. Powinna coś chcieć albo się nie zgodzić. Przypatrzyłam się jej, ale nie wyglądało na to by coś knuła.
- O 21 będzie już spokój.
Kiwnęła tylko głową na znak, że rozumie. Powoli wstała, wzięła potrzebne rzeczy i chciała już wyjść. Nie mogłam na to pozwolić.
- Dlaczego? - wyszeptałam.
- Zmęczyła mnie ta wojna - uśmiechnęła się.
- Dziękuję - odwzajemniłam uśmiech.

~*~

Siedziałam, układając sobie tekst w głowie. Musimy z tym skończyć.
Harry, my... Nie możemy tego ciągnąć. To zabrnęło za daleko.
Nie. To beznadziejne.
Hazz poznałam kogoś i...
Zdecydowanie odpada. Nie mam pojęcia jak zareaguje na moje słowa. Chciałabym powiedzieć mu to łagodnie, ale stanowczo. Boję się, że znów będzie agresywny, że nie da sobie wytłumaczyć. Ale tak dalej nie można. Tu nawet nie chodzi o Lou, choć poniekąd to on mnie zmotywował do podjęcia takich kroków. Nie żeby wiedział. Po prostu zaczynam czuć do niego coś i nie chcę tego popsuć. Nasze relacje z Harrym są dziwne, wręcz toksyczne. Kiedy jest w pobliżu przestaję się kontrolować. I może to głupio zabrzmi, ale czuję się wyjątkowo. Jednak wiem jaki on jest. Mam świadomość, że to złudzenie. On nigdy nie obdarzy mnie jakimkolwiek uczuciem. Dlatego muszę to skończyć, zanim się kompletnie pogubię...
Usłyszałam ciche pukanie. Dziwne. Nikogo nie zapraszałam. To, że poprosiłam Tesse o udostępnienie pokoju nie oznacza, że chcę mieć gości. Okay... Może sobie pójdzie. Mimo to, że byłam najciszej jak tylko umiem to pukanie nie ustawało. Stawało się głośniejsze. Zirytowana tajemniczym gościem podeszłam do drzwi i szarpnęłam za klamkę, otwierając tym je.
- Wreszcie - uśmiechnął się, pomijając fakt, że właśnie zabijam go wzrokiem.
- Czego chcesz Styles? - zapytałam z przekąsem, próbując stłumić mój strach, który pojawił się już wtedy gdy ujrzałam jego zielone tęczówki wpatrujące się w moje.
- Stęskniłem się - znów posłał mi uśmiech tym razem bardziej uroczy. Przez chwilę zastanawiałam się co robić. Wyprosić go, czy wpuścić? Jeśli wejdzie, oboje wiemy jak to się skończy. Przecież tego nie chcę. Z drugiej strony mogłabym z nim porozmawiać, ale nie jestem gotowa. Nie wiem co mogłabym mu powiedzieć. W momencie, gdy otwierałam usta by powiedzieć, żeby sobie poszedł on bezczelnie wkroczył do pomieszczenia. Moja irytacja wzrosła. Co on do licha wyprawia?
- Możesz mi powiedzieć po co tu przyszedłeś?
Wzruszył ramionami totalnie ignorując moje pytanie. Stał do mnie tyłem i oglądał moje zdjęcia. Miarka się przebrała... Podeszłam do niego i odwróciłam by stał przodem do mnie. Nie był to jednak dobry pomysł. Nasze spojrzenia się skrzyżowały, a usta dzieliło kilka centymetrów. Wzięłam głęboki wdech i ponownie spytałam.
- Czego chcesz?
- Ciebie...

-------------------------------------------------------

Hej kochani!
Witam w 7 rozdziale Fucking Love.
Jak wam się podobał? Mam nadzieję, że nie był taki zły. A teraz mam do was kilka pytań. Jak myślicie: Kim była osoba z pierwszej perspektywy? Co miała na myśli, twierdząc, że zna sekret Andie? Czy randka Lou i Andie się uda, a może skończy się katastrofą? Uważacie, że ta dwójka do siebie w ogóle pasuje? A może Andie i Harry ostatecznie powinni być razem? Czy Andie uda się zakończyć układ i jak na to zareaguje Styles? I ostatnie... Co się stało z karteczką?
Na te pytania odpowiedzieć możecie w komentarzach. Liczę na wasze opinie ;D
Do zobaczenia!
Arielka x

P.S Jewel nie każ naszym czytelnikom czekać :P

sobota, 10 stycznia 2015

Rozdział 6

Theressa Pov
Siedząc na łóżku Niall'a, po raz kolejny zastanawiałam się jak do tego doszło, że zgodziłam się na ten "szalony" plan. Już ja to widzę, nasza trójka zbierająca pieniądze do puszek w samym środku miasta.
- Nie mów tylko, że się wahasz - powiedziała groźnie Naomi, poprawiając swoją niebieską koszulkę z nadrukiem postaci z jakiejś bajki.
- Szczerze mówiąc to.. - nie dane było mi dokończyć, ponieważ blondyn szybko podbiegł do mnie i przykrył moje usta dłonią.
- Będzie fajnie - powiedział przekonująco - A poza tym w tamtym roku też byliśmy na tej akcji.
- A więc na co zbieramy kasę? - zapytałam zrezygnowana, krzyżując ramiona na piersi.
- Na ochronę wielorybów - powiedziała dumnie Naomi, prezentując nam swój szeroki uśmiech.

- Nigdy więcej wam nie zaufam - powiedziałam załamana, siadając na krawężniku.
- Było fajnie - powiedziała niepewnie Naomi, kucając przede mną.
- No właśnie Tessy - powiedział entuzjastycznie Niall, który od razu zamilkł jak zauważył moje spojrzenie.
- To był koszmar - powiedziałam powoli - Przez cztery godziny chodziłam w śmierdzącym stroju wieloryba, każde dziecko w tym mieście musiało mnie obmacać, albo obrzygać - przypominając sobie małego uroczego Thomaska i jego jakże uroczego bełcika na moim stroju, skrzywiłam się jeszcze bardziej.
- No dobra to nie było fajne - przyznał Horan, siadając obok mnie na krawężniku.
- Szczerze? To była maskara - zgodziła się Darling, siadając po mojej drugiej stronie.
- Duży milk shake? - zapytałam unosząc głowę do góry.
- Jestem za - powiedzieli razem moi przyjaciele, po czym podnieśli się z ziemi i wyciągając w moją stronę dłonie, pomogli mi wstać.

Stojąc w gigantycznej kolejce w jednym z najlepszych barów mlecznych w tym mieście, po raz kolejny zastanawiałam się dlaczego przyjaźnię się z Naomi i Niallem. Ach no tak, bo tylko oni mnie rozumieli, był jeszcze Beau, ale jego osoba oddalona o jakieś tysiące kilometrów nie niosła w tym momencie żadnego pocieszenia.
- Jakiego chcesz?- zapytał Niall, patrząc tymi swoimi wielkimi niebieskimi oczami, prosto w moje, o dużo mniejsze i o burym kolorze.
- Czekoladowego - powiedziałam szybko i posyłając przyjacielowi szybki uśmiech, rozejrzałam się dookoła. Masa dzieciaków z uczelni, stwierdziłam po małym rekonesansie.
- To dla ciebie, a to dla Nany - zaśmiał się Horan, wybuchając głośniejszym śmiechem, kiedy dostał w ramię od Naomi.
- Gdzie idziemy? - zapytała brunetka, pomiędzy łykami napoju.
- Przed siebie? - zaproponowałam z tajemniczym uśmieszkiem.

~*~
Siedząc na jednej z niewygodnych sof w jednym z damskich akademików, po raz kolejny zastanawiałem się co tu robię. Wyciągając ze znudzeniem telefon z kieszeni, z rozbawieniem spojrzałem na wiadomość, która wyświetliła mi się na pulpicie.
Widzimy się dzisiaj kochanie? A xx
Wybuchając cichym śmiechem, usunąłem wiadomość, po czym wstając z kanapy, nakreśliłem na kartce wiadomość, że musiałem iść, po czym zakładając kaptur na głowę, wsadziłem ręce do kieszeni bluzy i wyszedłem na świeże powietrze. Stając pod ścianą budynku, oparłem się o niego podeszwą buta, po czym wyciągając z kieszeni paczkę black devilów, wziąłem jednego szluga i wkładając go pomiędzy wargi zapaliłem.
- Twoje zdrowie - powiedziałem z przekąsem wypuszczając dym w niebo.
~*~
Żegnając się z przyjaciółmi, przetarłam dłońmi, zmęczone oczy.
- Ciężki dzień? - zapytała Holly, drobna blondynka, z którą chodziłam na malarstwo zaawansowane.
- Niall potrafi być męczący - zaśmiałam się cicho, na samo wspomnienie komentarzy blondyna, podczas seansu jednej z bajek disneya, na który wybraliśmy się tuż po shake'ach.
- Ale jest prawdziwym przyjacielem - uśmiechając się tajemniczo, poklepała mnie delikatnie po ramieniu, po czym zniknęła za drzwiami do swojego pokoju.
- Coś w tym jest - dodałam cicho, po czym odklejając kartkę, widzącą na naszych drzwiach, weszłam do środka, gdzie znalazłam Adrianne siedzącą na łóżku z laptopem na kolanach - Coś dla ciebie - podając jej z obojętnością kartkę, wzięłam ze swojego łóżka piżamę i ruszyłam w stronę łazienki, gdzie rozbierając się do naga, weszłam pod ciepły strumień wody.
~*~
- Masz już plan? - ściskając w ręce butelkę piwa, ze złością spojrzałem na przyjaciela, który przed chwilą zadał to głupie pytanie.
- A czy wyglądam na osobę, która by go nie miała? - zapytałem opryskliwie, dopijając do końca nagrzane już piwo.
- Tylko się pytam - śmiejąc się pod nosem, chłopak wyciągnął w moją stronę paczkę papierosów - A więc już coś zacząłeś - powiedział pewnie, podpalając czerwone marlboro, którym mnie poczęstował.
- Powiem tak, pierwszy krok już wykonany teraz tylko trzeba poczekać na efekty - uśmiechając się pod nosem, wsadziłem papierosa do ust i zaciągając się dymem papierosowym, rozłożyłem się wygodniej na fotelu - Czas - powiedziałem pod nosem - Czas jest najlepszym rozwiązaniem - przypominając sobie tandetną karteczkę oraz mały pakunek, wysłany do odpowiedniego pokoju, uśmiechnąłem się szeroko. Jaka kobieta nie lubi komplementów i prezentów? No właśnie, żadna, więc kilka pierdółek i cnotka jest moja. Dopalając szluga, zgasiłem go w popielniczce, po czym żegnając się z przyjacielem wyszedłem z pokoju, aby już po chwili znaleźć się na zewnątrz skąd miałem dobry widok na pokój Theressy Moore.

_----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------_
Przepraszam pewnie spodziewaliście się czegoś długiego i inspirującego, ja także a tu klops. Nie będę wam ściemniać, ponieważ to bezsensowne, powiem prawdę, delikatnie się pogubiłam i musiałam zleźć swoją drogę, ale teraz myślę, że będzie coraz lepiej ;) Więc wybaczcie mi ten krótki rozdział, Kocham was xx